Przez Atlas, Dades i Todrę czyli jadę na pustynię!



Zdecydowanie najbardziej dziką częścią mojej marokańskiej podróży była wyprawa na Saharę. Aby do niej dotrzeć musiałem przemierzyć wiele kilometrów, a droga z Marrakeszu na pustynię nie była łatwa i zajęła mi prawie dwa dni. Nie znaczy to jednak, że te dwa dni były nijakie. Musiałem przemierzyć wysokie góry Atlas i przepiękną dolinę Dades. Co się kryje za tymi nazwami? Zapraszam na moją relację, zobaczcie sami :)









Aby ruszyć na pustynię musiałem wstać bardzo wcześnie, wcześniej niż do szkoły. Na dodatek tego dnia nie czułem się zbyt dobrze. Rodzice zawsze powatrzają mi jednak, że jestem dzielny i nie straszna mi żadna podróż. Trzeba stanąć na wysokości zadania - pomyślałem. Zebrałem się czym prędzej i ruszyłem w poszukiwaniu wrażeń. Oj! Było warto!

Wyszliśmy z riadu i przemknęliśmy przez wąskie uliczki, na których życie dopiero zaczynało się budzić. Pamiętacie gwarny pełen ludzi plac Jemaa El Fna? Tak wyglądał o 7.00 rano... 



Zupełnie pusty! A jednak to miasto kiedyś zasypia...

Ruszyliśmy w drogę, na której bardzo szybko pojawiły się problemy.  Dojechalismy zaledwie do podnóża gór Atlas i nie mogliśmy posunąć się ani metra dalej. Droga zamknięta! 
Dlaczego? Co się stało? 


W górach spadł śnieg. Co? Śnieg? - pomyślałem, jaki to problem?
Jednak byliśmy w Afryce, a tutaj śnieg nie jest tak zwykłym zjawiskiem jak u nas...
Droga górska jest w dodatku kręta i niebezpieczna... Pozostało nam czekać... czekać a śnieg choć trochę stopnieje...



Nie ma co marudzić, postanowiłem wraz z tatą pooglądać okolicę i, jako zapalony amator motoryzacji, przyjżeć się tutejszym pojazdom.











Czas się dłużył jak kolejka na pobliskiej stacji paliw. Z półek zniknęły prawie wszystkie przekąski. Staliśmy tak chyba 3 albo 4 godziny. Wszyscy w tym wielkim korku tracili nadzieję, część kierowców zawróciła. Zmartwiliśmy się, że to już koniec przygody... Na szczęście nasz kierowca był cierpliwy i doczekaliśmy się upragnionego sygnału "Można jechać! Ruszamy!" 
I tutaj po raz pierwszy usłyszałem słowa, które towarzyszyły mi podczas całej wyprawy na pustynię: "Yalla, yalla!" co znaczy "Szybko, szybko!". Te słowa do dzisiaj sprawiają, że chce mi się smiać :)

Ruszamy... ruszamy w Atlas!


Jak można się było spodziewać trasa była piękna.
 Góry Atlas leżą w trzech państwach: Tunezji, Algierii i właśnie w Maroku. Najwyższym szczytem Atlasu jest marokański Toubkal, który ma 4167 m n.p.m. (n.p.m. czyli nad poziomem morza bo wysokość gór mierzy się właśnie od poziomu morza).


W tej śniegowej scenerii Atlas wyglądał pięknie. Ciekaw jestem jednak jak prezentuje się on w lecie, kiedy widać jego naturalny - czerwonawy kolor. 

Roslinność górska Maroka jest zupełnie inna niż u nas, co prawda występują tu drzewa iglaste, ale można spotkać też kaktusy lub palmy! Palmy, kojarzące się wszystkim ze słońcem i wakacjami, zasypane śniegiem wyglądały dość zabawnie.


Jechaliśmy długo, szczytami gór, podziwialiśmy doliny...






Podobno takiej ilości śniegu Marokańczycy nie widzieli od wielu lat. Nie trudno było w to uwierzyć, wystarczyło spojrzeć na roześmiane twarze nawet dorosłych ludzi, którzy rzucali się śnieżkami, ciesząc się przy tym zupełnie jak dzieci! Moja mama reaguje na śnieg zupełnie inaczej... Od razu marudzi, że musi odśnieżać auto itp. ... Tutejsi ludzie tryskali radością i robili sobie zdjęcia  :)


Nie powiem, dla mnie niektóre obrazy jakie tu dostrzegłem też były na tyle ciekawe, że trzeba było je sfotografować :)




W końcu wyjechaliśmy z Atlasu Wysokiego. Dalsza droga prowadziła do Warzazatu.

Te rejony zamieszkują głównie ludzie zwani Berberami, czyli rdzenna ludność Afryki Północnej (tak jak Indianie w Ameryce...). Ich wioski to typowe ksary (pamiętacie czym jest ksar? to taka osada obronna, którą buduje się z gliny i kamieni). Najbardziej znanym ksarem jest Ait Ben Haddou. Widzieliście go kiedyś?


Przypuszczam, że tak... jest to miejsce w którym nakręcono wiele znanych filmów, takich jak "Gladiator", "Gra o tron" no i.... "Star Wars"!


Nic dziwnego, że miejscem tym zainteresowali się różni reżyserowie. Jest piękne, a do tego tak bardzo inne od większości obrazów jakie znamy... Ciekawe kazby, a u podnóży wzgórza rozciąga się cudowna roślinnośc i płynie rzeka Warzazat.




Spacerując po ksarze sam poczułem się jak gwiazda filmowa :)








Im wyżej wchodziłem, tym lepszy widok ukazywał się moim oczom...



Po przebyciu całego ksaru rodzice zachęcili mnie bym wcielił się w małego Berbera. Tym sposobem dowiedziałem się, jak wiąże się chustę berberską, która później bardzo przydała mi się na pustyni, a w dodatku przywiozłem sobie bardzo praktyczną lokalną pamiątkę :)

Jak się wiąże chustę berberską?


Miejscowość Ouarzazate (inaczej Warzazat) leży blisko Ksaru Ait Ben Haddou i znajduje się w niej studio filmowe, w którym można oglądać rekwizyty z wielu słynnych filmów nakręconych w tych okolicach.


Samo miasteczko Ouarzazate (inaczej Warzazat) też jest urokliwe. Stoi tu piękny ksar w zupełnie innym klimacie, jest odnowiony i wygląda na luksusowy.






Spotkała mnie tu również przemiła niespodzianka, zobaczcie sami... Cóż to za instrument?
Uśmiech tego pana sprawił, że po wielu godzinach drogi wróciły mi siły :)

grajek w Ouarzazate


Jechałem dalej, a moim oczom ukazała się dolina Dades.



Dolina Dades leży w kanionie wyżłobionym przez rzękę o tej samej nazwie. Podobno na tym terenie istniało kiedyś morze. Dzisiaj możemy podziwiać przepiękne czerwone skały i niezwykłą roślinność.





Na zboczach doliny mieszkają ludzie, w domach nazywanych tu "kazbami". Jest ich całe mnóstwo, wszystkie sa tego samego koloru przez co wyglądają pięknie. Dlatego też dolinę Dades nazywa się czasem "Doliną Tysiąca Kazb".





Udało mi się odwiedzić jedną z wiosek i wejść do kazby. Wioska ta nazywa się Tamtatouchte.









Ludzie zajmują się tutaj głównie uprawą roślin.




Drugim typowym ich zajęciem jest robienie dywanów. Sami najpierw produkują naturalną wełnę, potem ją barwią najczęściej roślinami i własnoręcznie wyplatają. Taki dywan musi powstawać bardzo długo... Miałem okazję zobaczyć, jak się to robi. Wszedłem do jednej z kazb...



... a tam jej mieszkańcy wytłumaczyli nam, na czym polega ta trudna sztuka...



Tuż obok Dadesu znajduje się inne niezwykle piękne, przyrodnicze miejsce. Jest to kanion Todra!


Skały Todry są koloru przyprawy curry.
Ja odwiedziłem kanion Todra w jego najbardziej wąskiej części przez co wydawał się on jeszcze bardziej bajkowy. Mały ja i wysokie do nieba czerwone ściany, coś niezwykłego!








Cała droga jaką Wam tu przedstawiłem trwała dwa dni, była trudna i męcząca ale jak już wcześniej wspomniałem, było warto! Tym bardziej, że pustynia Sahara to też niesamowite miejsce na ziemi!
Już teraz zapraszam na kolejnego posta, w którym opowiem właśnie o tym, jak to jest pożyć chwilke na pustyni :)

A tak na zakończenie... Pamiętacie jak wspominałem, że zima w Maroku prezentuje wszystkie 4 pory roku? To teraz przypomnijcie sobie słońce w Agadirze i śnieg w Atlasie, jesienny chłodny Dades i wiosenne parki Marrakeszu :)


Polak Mały - Radek








Komentarze

Popularne posty