Barania Góra




W naszej rodzinie to już chyba tradycja, że wraz z nadejściem wiosny wdrapujemy się na jakiś szczyt Beskidów. Kiedyś była to Czantoria, innym razem Skrzyczne (jedna z najpiękniejszych tras!),  Magurka Wilkowicka, Góra Żar... i jeszcze kilka innych, do których już chyba na blogu nie zdołam powrócić, choć może do Góry Żar owszem bo zdecydowanie warto. Tym razem padło na Baranią Górę, chociaż słowo "padło" nie jest tu do końca trafione. Tata dość skrupulatnie wybrał właśnie ten szczyt. No cóż, jak zwykle było pięknie :)



Barania Góra jest jednym z najwyższych szczytów Beskidów, a w zasadzie drugim co do wielkości szczytem Beskidu Śląskiego i mierzy 1220 m.n.p.m. Na jej szczyt biegnie kilka szlaków, w tym szlak z bardzo znanej miejscowości Wisła. No cóż, wszak to właśnie u szczytu Baraniej Góry rozpoczyna swój bieg rzeka Wisła...


My jednak ruszyliśmy na szczyt nieco inaczej, z Kamesznicy Górnej. Jak wskazuje powyższa mapa szliśmy najpierw szlakiem żółtym, następnie niebieskim i zielonym, które od schroniska połączyły się również ze szlakiem czerwonym zmierzajać na sam szczyt. Droga zajęła nam około 3,5 godziny w górę i jakieś 3 godziny w dół. Warto jednak zarezerwować sobie trochę czasu na ciepły posiłek w schronisku.


Szlak był ciekawy, bardzo różny pod względem trudności i nachylenia... Czasami szło się bardzo łatwo, miejscami pojawiały się piękne krajobrazy, czasami szlak biegł przez las, a w innym odcinku trzeba było piąć się po kamieniach ostro w górę. Każdy z etapów sprawiał, że nie było nudno, a niektóre trudności napotkane po drodze (spowodowane wichurą) dodawały uroku i tajemniczości tej zabawnie nazwanej górze.





Naszą trasę podzieliłbym na dwie części: drogę z Kamesznicy do Szchroniska Przysłop i od Schroniska na szczyt. Na pierwszym etapie największe wrażenie robiła kamienista ścieżka wiodąca do rozstaju dróg (czyli połączenia się szlaku żółtego z niebieskim i zielonym). Może szło się tu niezbyt wygodnie, za to widoki były rewelacyjne.






Idać kilkanaście minut już szlakiem zielonym i niebieskim napotkaliśmy miejsce, z którego rozpościerała się piękna panorama. Widok ten sprawił mi duzo radości również dlatego, że w oddali, wśród drzew dostrzegłem dach schroniska... No tak Po tym odcinku zacząłem tracić siły i zdecydowanie miałem ochotę na jakiś ciepły posiłek.



Tuż przed samym schroniskiem znajduje się kaplica z XIX wieku. 


Stąd jeszczcze tylko kilka kroków przez kamienie i strumień...




I już jesteśmy w schronisku, dajemy odpocząć zmęczonym nogom




 i zachwycamy się smakiem cieplutkiej, upragnionej zupy pomidorowej ...


Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej...
A tu czeka na nas zatopniona w strumieniu kamienista ścieżka w górę... Jak to dobrze, że udało nam się odpocząć...



Potem przeprawa przez śnieg...








żeby zobaczyć charakterystyczną konstrukcję widokową, do której pobiegłem jak naładowany bateriami :)


Po raz kolejny udało mi się dotrzeć na szczyt.


Muszę Wam powiedzieć, że to ile razy wychodzimy w góry nie ma znaczenia. Za każdym razem czuję zmęczone nogi i wielką satysfakcję, oglądam piekne widoki i myślę sobie, że było warto.


Ciągle jeszcze marudzę po drodze i szeroko usmiecham się na szczycie. 

Na zakończenie piękna panorama z moim tatą



Barania Góra? Tak! Polecamy!



Polak Mały - Radek



Komentarze

Popularne posty